Kalendarz, który dziś pokazuję był wyzwaniem.
Dlaczego wyzwanie? Bo siedziałam nad nim prawie cały dzień ...
Pierwsze podejście: gotowe już okładki zaczęłam dziurkować bindownicą,
przód - jest, tył ... pomyliłam się i źle dziurki wyszły...
KOSZ.
Drugie podejście: stwierdziłam, że skoro przód mam to dorobię tylko tył ...
więc zrobiłam.
I co? Dziurki wyszły dobrze ale okazało się, że jedna okładka jest 2 mm większa od drugiej!!
I para nie pasuje do siebie ...
KOSZ
Złość niemiłosierna.
Podejście trzecie: wszystko od nowa.
GOTOWE.
Ta lekcja nauczyła mnie sprawdzania wszystkiego z linijką i odmierzania co do mm.
Nauczyła mnie jeszcze dokładnego sprawdzania baz pod okładki ...
Niby 2 mm a jaka różnica.
Bo 10 x 15 cm nie zawsze jest 10 x 15 cm!
Ale się opisałam ... :) To teraz efekt tych wypocin :)